Wiesław Czarnowski, dyrektor Małopolskiego Ośrodka Ruchu Drogowego w Tarnowie, przeprowadzającego rocznie ponad 30 tys. egzaminów na prawo jazdy, jest przeciw umieszczaniu kamer w samochodach egzaminatorów. - Pomysł zrodził się z myślą, że jeśli kamery będą w autach, to ukróci się korupcję, kupowanie egzaminów - mówi dyrektor. - Ale trudno przyjąć, że łapówki wręczane są tylko w samochodach, w czasie egzaminów. To przykład takiego magicznego myślenia: będą kamery, nie będzie korupcji.

Zdaniem dyrektora Czarnowskiego, kamera byłaby potrzebna tylko słabemu egzaminatorowi, który w razie wątpliwości nie jest w stanie uzasadnić swojej decyzji o niezdaniu przez kogoś egzaminu i potrzebuje wsparcia "filmowego".

- Z samej statystyki wynika, że w przypadku naszego ośrodka ten drogi sprzęt byłby prawie niewykorzystywany. W ciągu roku mamy jedną, dwie skargi w sprawie egzaminu i jego wyniku. Kamery pracują już w niektórych ośrodkach w kraju, np. w Olsztynie i Krakowie. W Olsztynie są od 2 lat i wiadomo, że tam dotychczas bardzo rzadko korzystano z nagrań zarejestrowanych w samochodach. W Krakowie nieco częściej, lecz i tak nie na tyle często, by uzasadniało to zakup kamer.

Gdyby projekt ministerstwa przerodził się w przyszłości w obowiązujące w państwie prawo, MORD w Tarnowie musiałby zakupić kamery do 11 samochodów, które wykorzystywane są w czasie egzaminów. Jedna kamera, która utrwala wizję i fonię, to wydatek ok. 10 tys. zł. Zgodnie z projektem, z powodu nowego rozwiązania znacznie wzrosłyby opłaty ze egzamin na prawo jazdy.

Dyrektor Czarnowski twierdzi, że egzaminatorzy, z którymi rozmawiał, nie popierają pomysłu z kamerami. "Dziennik" dowiedział się, że wśród osób, które mają zamiar starać się o prawo jazdy, zdania w tej sprawie są podzielone.

WiesŁAw Ziobro

Dziennik Polski