W pozwie przeciw krakowskiej firmie miasto domaga się doprowadzenia ulicy do stanu, jaki zapisano w planach przed remontem lub zwrotu pieniędzy w kwocie, która pozwoli naprawić miastu ulicę "na własną rękę".
- Chodzi oczywiście o jezdnię, bo stan chodników i parkingów nie jest zły - mówi szef miejskiego Wydziału Realizacji Inwestycji,
Krzysztof Madej.
Technicznie może wspomniane miejsca nie wyglądają najgorzej, ale estetyka chodnika pozostawia wiele do życzenia. Dwa lata po ułożeniu płyty są brudne i wyglądają jakby dopiero czekały na remont.
Sprawa spartaczonego remontu Krakowskiej od wielu miesięcy budzi wielkie emocje. Była już przedmiotem prac tzw. speckomisji rady miasta, która ustaliła, że jedną z przyczyn źle wykonanego remontu jest m.in. zbyt mała podsypka pod nawierzchnią oraz cieńsza od zakładanej w planach kostka ułożona na ulicy.
Po doniesieniu radnych o możliwości popełnienia przestępstwa, sprawą ponownie zajęła się prokuratura. Ta sama, która wcześniej sprawę... umorzyła.
Jedną z przyczyn tak fatalnego stanu nawierzchni i źle przeprowadzonego remontu według radnych był również brak nadzoru ze strony miejskich urzędników. Formalnie "działka" remontowa w mieście podlegała wtedy
Henrykowi Słomce-Narożańskiemu.
Miasto pozew wzbogaciło o setki stron dokumentacji, ekspertyz i wyjaśnień. Już to sprawia, że na finał sądowej batalii przyjdzie nam pewnie bardzo długo poczekać.
Póki co miasto już kilka razy na własny koszt łatało ubytki w jezdni i zwrotu tych pieniędzy też będzie się domagać przed sądem.
Obecnie nie wiadomo, jak naprawa miałaby zostać przeprowadzona. W grę wchodzi powtórne zamknięcie całej ulicy i całkowita wymiana nawierzchni, lub remonty "cząstkowe" w miejscach szczególnie zdewastowanych.
Krakowska firma MK Bud odmawia komentowania sprawy, nie odpowiada też na monity z miasta, nie wykonała także żadnych napraw w ramach gwarancji.
Pozostaje mieć nadzieję, że miejski pozew (dlaczego złożony tak późno?) został dobrze przygotowany i "nie przepadnie" przed sądem.