Doszło do przepychanki. Z najlepszym polskim zawodnikiem rozmawialiśmy przed niedzielnym meczem z Polonią Bydgoszcz.
Jak na spokojnie oceniasz wydarzenia na torze, które miały miejsce w piątek?
- Całe szczęście sytuacja na torze tak się skończyła i nie było kolejnej kontuzji Jacka. Rzeczywiście puściły mi nerwy. Myślę, że każdemu by puściły nerwy w sytuacji, kiedy chodzi o zdrowie bliskiej osoby, w tym przypadku brata.
Natychmiast wybiegłeś z parkingu...
- Tomek Bajerski pojechał zbyt agresywnie i wjechał w Jacka. Napędziła mi ta cała sytuacja dużego stracha. A emocje, które się wyzwoliły we mnie w tym momencie, były tak duże, że nie mogłem sobie z nimi poradzić. Nie mógłbym sobie darować sytuacji, w której Jacek złapałby drugą ciężką kontuzję w tym roku. Dlatego natychmiast byłem na torze.
Słychać głosy "tak nie może robić najlepszy polski zawodnik"...
Winowajców w tej sprawie jest dwóch. Tomek Bajerski i ja. Nie uciekam od tego, co zrobiłem. Moja reakcja była naturalna, spontaniczna. Myślę, że podobnie inne osoby by się zachowały.
Media mocno nagłośniły całe zdarzenie...
Moje zachowanie zostało wyolbrzymione w gazetach na Pomorzu. Można tam przeczytać, że ja biłem się z Tomkiem. To jest nieprawda. Padły "ciężkie" słowa. Podczas wzajemnego "szarpania" padło kilka zdań w stylu "Zastanów się co robisz". Nie przypominam sobie, żeby była jakaś bijatyka czy boksowanie.
Obserwując zawody żużlowe, wydaje się, że Wasze układy z Tomkiem Bajerskim w parkingu i poza nim były do tej pory bardzo dobre. W perspektywie mamy Drużynowy Puchar Świata. Możecie być w jednym zespole. Ten incydent piątkowy może mieć jakiś wpływ na Wasze dalsze kontakty?
- To był mecz ligowy. To co się stało, nie można przekładać na zawody międzynarodowe, na start zespołu w Anglii. Zdarzenie z piątku to był incydent, nad którym Tomek i ja mamy czas, żeby się zastanowić. Ja tego nie przenoszę na reprezentację.
(BD)