[[fotka1]] - Władze Tarnowa chcąc poprawić sytuację w miejskiej oświacie, proponują wprowadzenie od 1 stycznia bonu edukacyjnego. Pan krytykuje to rozwiązanie. Dlaczego?
-W obecnej sytuacji to jest złe rozwiązanie. Rodzice z bonem w ręku - czyli z pieniędzmi przypadającymi na naukę dziecka w danej szkole - zadecydują o ich kształceniu. Będą chcieli, żeby uczyły się w najlepszych szkołach i tam też trafią pieniądze z bonu. Stwarza to różne niebezpieczeństwa. Przykładowo, po gimnazjum rodzice poślą dzieci do szkół, gdzie część z nich może sobie nie poradzić. Wtedy po pewnym czasie trzeba będzie ich przenieść. Bon oznacza też prywatyzację szkół, a to jest bardzo niebezpieczne. Naszego społeczeństwa na to nie stać. Ponadto dla nauczycieli, głównie stażystów i kontraktowych, może oznaczać problemy z zatrudnieniem. Wiadomo, że w rywalizacji o ucznia każdy dyrektor będzie chciał mieć najlepszych pedagogów i najczęściej wybierze tych z długoletnim dorobkiem i doświadczeniem. Wprowadzenie bonu może oznaczać, że w szkołach zabraknie pieniędzy na remonty czy zakupy środków dydaktycznych.
- Jak Pan myśli, dlaczego władze miasta chcą wprowadzić bon edukacyjny?
- W celu zyskania oszczędności. Pan prezydent mówi o tym, że jak zaczął rządzić, to miał 90 milionową dziurę budżetową. Rozpoczął oszczędności w oświacie i jaki jest tego efekt? Dziś ta dziura wzrosła do 93 milionów. Albo jest to zła gospodarka, albo pieniądze idą tam, gdzie nie powinny.
- Jak Pana zdaniem powinniśmy zreformować tarnowską oświatę?
- Oświata to sprawa delikatna. To długoletnia praca nad ukształtowaniem młodego człowieka. Trzeba u niego wyrobić pewne nawyki i umiejętności. Nie ma możliwości, żeby przeskoczyć pewne elementy.
- Ale w jakim kierunku powinny iść zmiany w miejskiej edukacji?
- Najważniejsze, żeby wszystko odbywało się bez pośpiechu. W roku 2006 nauczyciele, którzy mają 30 lat pracy mogą odejść na emeryturę. Z czego, co wiem, to raczej skorzystają z tego uprawnienia. Pozostaje problem spadającego niżu demograficznego. Pamiętajmy jednak, że dziecka nie da się dobrze wykształcić w klasach 40 - osobowych.
- Jak oceniłby Pan dotychczasowe działania władz miejskich w zakresie polityki oświatowej?
- Powiem krótko: to pośpiech. On jest złym doradcą. Prezydent Bień chce pokazać, że jest dobrym gospodarzem i potrafi oszczędzać. Szkoda, że robi to kosztem dzieci, rodziców i szkół.
(AMIZ)
Dziennik Polski