Bojkot (numer dwa) walentynkowej komercji.
access_time 2006-02-14 09:54:18
Cieszą się kwiaciarki. Zacierają ręce dostawcy kiczu, kolporterzy różowo-czerwonych akcesoriów, szaleją z radości producenci przedmiotów, których nikt przy zdrowym umyśle i guście (choć podobno de gustibus non disputandum est) i tak nie kupi. Szkopuł w tym, że to nie do nich skierowany jest wyżej wymieniony asortyment.

Kolejny 14. lutego. Kolejne święto komercji, handlowców, serduszek -papierowych, czekoladowych, drewnianych, szklanych, diamentowych.
Blaszanych. 3,70 plus VAT. Nie to miał na myśli Kazik, śpiewając ?sprzedam dziecku złomiarza zardzewiałe serce?. Subiektywnie mówiąc - pozostaje mi uśmiechnąć się do siebie w duchu z radości, że nie uczestniczę w tym zimowym robieniu-z-ludzi-jeleni (w obecności mediów, kamer, mikrofonowych kolaborantów).

 

Patrzę na to z boku - widzę banalizowanie Rzeczy Wielkiej. Przemielanie jej na kolejną pożywkę popkultury. Umysłową prostytucję. Po co świętować coś, co świętem jest na co dzień? Czemu nie zaufać, nie zrozumieć słów piosenki Happysad: ?miłość to nie pluszowy miś, ani róże, ani całusy małe, duże, ale miłość ? kiedy jedno spada w dół, drugie ciągnie je ku górze?. Ja widzę to właśnie tak.

 

Dominik Zając

 

Komentarze...
testststs 10,2,9,1,A