Szyderstory – czyli kronika wypadków miejskich
Odcinek 7 – Klątwa mandatu access_time 2007-01-22 18:28:21
Gdzieś w południowej części Kraju Szczęśliwego leżało najwspanialsze Miasto na świecie. Ludziom tam mieszkającym żyło się dobrze i dostatnio. W sumie nie powinno to nikogo dziwić – symbolem miasta był gwiazda. A znak ten jak chyba wszyscy wiedzą – o powodzeniu i dobrobycie świadczy. Niestety zła wróżka obok gwiazdy także i księżyc wsadziła, a ten wszak za patrona spraw ciemnych jest przyjęty. Życie w najwspanialszym Mieście było, zatem pełne tak zdarzeń tych dobrych, jak i tych złych. O jednym z nich opowiada ta historia…
Gdzieś na szarym końcu zadymionej sali, przy zaplutym i lepkim od piwa stoliku siedzieli Bojek i Whabny. Dziwne to miejsce dla tych postaci. Nie od dziś wiadomo, że do entuzjastów napojów wyskokowych nie należą, a pewnie już tylko nieliczni pamiętają najbardziej jaskrawą ich akcję wymierzoną przeciw reklamie pewnego browaru. Ale też zapominać nie można, że ludzie ci to doświadczeni gracze i chociaż efektywność ich kiepska, to w intrygach i ukrywaniu się, są mistrzami świata. Celowo wybrali takie miejsce, by spokojnie porozmawiać o sprawach ważnych.

- No to zanosi się na zmiany… - zagaił Whabny.
- Eeeeeeeeeeeee – jak zawsze rzeczowo odparł Bojek.
- Nie mów, że nie weźmiesz? – Whabny nie krył zdziwienia – „Jak dają to bierz!” – tak mi zawsze mówili. Nie ważne, że Pośpieszała będzie Szefem. Ty jako Wice Szef będziesz znów miał wpływy i władzę!
- Eeeeeeeeeeeee – Bojek nie był dziś w nastroju do rozmów. Siedział z musu, ze szklaneczką gazowanej wody mineralnej w dłoni, ale myśli krążyły wokół złocistego napoju. Zastanawiał się, czy wypada zamówić kufelek przy Whabnym.
- A może powiem, że idę do WC? – pomyślał – a po drodze zdążę wypić jedno małe i gdy wrócę do stolika to Whabny nic nie zauważy?
Mimowolnie uśmiechnął się i oblizał wargi. Błogostan marzeń przerwał podniesiony głos Whabny.
- Czy Ty mnie w ogóle słuchasz? To jest poważna szansa na nasz powrót! Dla Ciebie już chyba ostatnia. Sądzisz, że ludzie zapomną o tym, że najpierw chciałeś być Baronem, później Szefem, aż wreszcie skończyłeś jako Wujek Dobra Rada? Dowcipy o tobie opowiadają. Takie jak kiedyś o milicjantach. Bierz to, co daje Pośpieszała i nawet się nie zastanawiaj! – Whabny był wyraźnie poirytowany.
- Wiesz… - Bojek jeszcze pozostawał w sferze piwnych marzeń – wezmę... ale niech Pośpieszała przekaże mi tytuł Szefa, a sam niech zostanie Wice Szefem. To dobra propozycja, jestem lepszy od niego…

Whabny patrzył na Bojka swoim klasycznym świdrującym spojrzeniem. Nikt nie lubił dostać się w zasięg tego bazyliszkowego wzroku. Ludzie gadali, że to właśnie dlatego nosi specjalne, przyciemniane okulary. Dla bezpieczeństwa innych osób. Ale Bojek po tylu latach przebywania z Whabnym już dawno uodpornił się na iskry sypiące się z oczu kolegi. Dalej tęsknie spoglądał w stronę baru szukając choćby kropelki do wytarcia językiem. Barman jednak pozostawał nieczuły na zalotne spojrzenia Bojka. Podkręcił mocniej gałkę odbiornika i po sali rozlały się dźwięki serwisu informacyjnego lokalnego radia przez złośliwych zwanego Radiem Pośpieszała.

- Jak zakończy się sprawa lustracji Barona Zawieszy? – lektor z trudem tuszował entuzjazm – Przypomnijmy, jeśli Zawiesza straci swój mandat, to nowym Baronem z naszego regionu będzie Doktorczyk, kontrowersyjny Wujek Dobra Rada z poprzedniej kadencji. Okoliczności są dość dziwne, gdyż Zawiesza zaklina się na wszelkie świętości, że nigdy z nikim nie współpracował, ale odnalezione ostatnio dokumenty zdają się świadczyć przeciwko niemu.
Warto także dodać, że Doktorczyk zniknął gdzieś w tajemniczych okolicznościach. Czyżby to jakaś klątwa mandatu, krążąca nad Baronami z naszego Miasta? O sprawie będziemy informować w dalszych serwisach…
- No, ten Doktoryczk to ma szczęście – mruknął do siebie Whabno, wodząc wzrokiem za Bojkiem, który dziwnie pozakręcaną trasą kierował się w stronę WC – cholernie wielkie szczęście…

Tymczasem kilkaset kilometrów dalej Doktorczyk siedział na zimnej podłodze tuż obok regału z wielką literą „T” wymalowaną na bocznej ściance. To już szósta doba w zamknięciu. Ale niełatwo będzie go złamać. Głodem go nie wezmą. Zdążył już zjeść kilkanaście teczek nic nie znaczących agentów i rozkręcił grzejnik, zapewniając sobie dostęp do wody pitnej. A przed momentem wpadł mu do głowy iście szatański pomysł, by z poszarzałych tasiemek, którymi związywano teczki, zrobić spaghetti.
- Warto było – rozmarzył się. Oczyma wyobraźni widział siebie z mandatem Barona w dłoni. – Oj, będą mi nadskakiwać i chodzić na sznureczku. Zrobię wreszcie z nimi porządek. Z podrobieniem papierów na Zawieszę nie było problemów. Miał wprawę. Nie takie głupoty się w życiu pisało. Z dotarciem do Archiwum IPM-u tez nie było problemów. Znali go tu od lat. Stały klient. To miała być prosta robota. Wchodzi, zostawia druki i wychodzi. Pierwsze dwa etapy poszły po myśli Doktorczyka. Trzeci już nie… Ot, zaczytał się nad dokumentami kolegi z podstawówki… Głupi nawyk… Teraz musiał czekać, aż ktoś będzie coś potrzebował z jego regału.
- Jestem najmądrzejszym człowiekiem – powtarzał sobie w duchu obłąkańczym szeptem, mieszając gotujące się właśnie tasiemki, o pardon – spaghetti…

Czy konsumpcja brudnych tasiemek wywoła biegunkę u Doktorczyka? Jakie jeszcze tajemnice skrywają jego trzewia? Czy Bojek zaspokoi swoje pragnienia związane z piwem i ambicje związane z kierowaniem Najpiękniejszym Miastem na Świecie?
Chcesz wiedzieć? Czytaj następny odcinek. Już za tydzień!

Janina Zawór
janina_zawor(małpa)wp.pl

P.S. Wszelkie podobieństwa do osób, wydarzeń, wypowiedzi, miejsc i relacji jest jak najbardziej przypadkowe.
Komentarze...
testststs 10,2,9,1,A