Tarnowskie Azoty bacznie śledzą doniesienia z Teksasu, gdzie w środę, 17 kwietnia ok. godz. 20 czasu lokalnego (w Polsce była wtedy godz. 3 nad ranem w czwartek) w zakładzie nawozów sztucznych doszło do wybuchu. W Azotach, które również produkują nawozy panuje jednak spokój.
- Bez zarzutu działają też wszystkie procedury bezpieczeństwa. Dotyczą one w szczególności magazynowania amoniaku, który mógł być przyczyną tragedii w zakładach w Teksasie - wyjaśnia
Witold Szczypiński, wiceprezes Grupy Azoty.
W tarnowskich Azotach regularnie przeprowadzane są ćwiczenia, zazwyczaj właśnie na wypadek awarii instalacji związanej z produkcją i przechowywaniem amoniaku. Organizowane są one także w pozostałych zakładach Grupy Azoty, w Puławach, Policach oraz w Kędzierzynie-Koźlu.
Teraz Azoty próbują pozyskać szczegółowe dane o tragedii w Teksasie. Pomaga w tym profesor
Adam Markowski z Politechniki Łódzkiej, który na co dzień współpracuje z Azotami ale także z organizacjami zajmującymi się bezpieczeństwem w Stanach Zjednoczonych.
W katastrofie w fabryce nawozów sztucznych w Teksasie rannych zostało ponad sto osób. Prawdopodobnie są też dziesiątki zabitych. Służby ratunkowe nie oszacowały jeszcze dokładnej liczby ofiar śmiertelnych. Wstępne dane mówią o 5 do 15 zabitych. Część rannych, przebywających w szpitalach jest w stanie ciężkim. Reporterka lokalnej telewizji
Rachel Cox relacjonuje, że wiele rodzin wciąż nie wie, co stało się z ich bliskimi.
Wybuch miał miejsce w liczącej 2700 mieszkańców miejscowości West, niedaleko miasta Waco w Teksasie. Eksplozja była tak potężna, że drgania były odczuwalne 100 kilometrów od fabryki, a huk słyszano w odległości do 70 kilometrów. W wyniku wybuchu od 50 do 75 budynków zostało zniszczonych.
Info: Bartek Maziarz, Radio Kraków