Na razie miasto dotacji nie zwróci
access_time 2014-04-17 11:21:22
Niespodziewany zwrot akcji podczas nadzwyczajnej sesji tarnowskiej rady miasta. Miasto wstrzymało na razie decyzję o zwrocie części dotacji, która trafiła do Tarnowa m.in. na budowę łącznika z autostradą. Zastępca prezydenta Henryk Słomka-Narożański w ostatnim momencie wycofał się z takiego pomysłu.
Pomysł rządzących miastem w skrócie wyglądał tak: oddajemy teraz, nie czekając na sądowy finał sprawy o zmowę przetargową podczas budowy łącznika, 19 mln zł. 19 mln, czyli pieniądze tylko za tę część dotowanej inwestycji, którą zajmuje się prokuratura (jest nią właśnie łącznik). Cała dotacja wynosi sporo ponad 53 mln zł, a jej ramach powstał także m.in nowy most na Wątoku i całe "nowe przebicie" do Gumnisk. Henryk Słomka-Narożański i jego współpracownicy (a także radni PO) przekonywali do wczoraj, że spłata części dotacji (tej wydanej na łącznik, czyli 19 mln zł) uchroni Tarnów przed koniecznością oddawania całej dotacji, czyli wspomnianych 53 mln zł. Oddając 19 mln, miasto liczyło na pozyskanie nowych dotacji w kwocie ok. 16 mln, czyli na całej sprawie straciłoby stosunkowo "niewiele", bo ok. 3 mln. Od początku przeciwni "zbyt pochopnemu" oddawaniu pieniędzy byli radni opozycji. Tarnowianie całkowicie nie zgadzali się z argumentacją PO (po zerwaniu koalicji ciężko będzie im znaleźć płaszczyznę porozumienia), SLD chciało "okrągłego stołu" i pogłębionej dyskusji o problemie, a PiS dokładnych wyjaśnień i debaty z udziałem marszałka Małopolski Romana Ciepieli. Ten ostatni jest przecież nie tylko przedstawicielem samorządu wojewódzkiego, który dotacji Tarnowowi udzielił, ale i potencjalnym kandydatem do walki o fotel prezydenta Tarnowa. Wszystko zapowiadało bardzo gorącą dyskusję, ale stało się inaczej. Słomka-Narożański w ostatnim momencie wycofał ten punkt z programu sesji. Jako powód podał list od Stanisława Sorysa (drugi z "tarnowskich" członków zarządu województwa, także chętny do rządzenia miastem). Polityk PSL miał w nim wyjaśnić, że wg prawników województwa, miasto nie może oddać tylko 19 mln zł, a 19 mln zł plus odsetki od tej kwoty (8 mln zł), czyli razem, bagatela, 27 mln! Wiadomość zaskoczyła Słomkę-Narożańskiego, wg którego, innego zdania byli prawnicy magistratu. Dlatego decyzja o ewentualnym zwrocie została odroczona. Na wieść o tym, ani Ciepiela, ani Sorys w Sali Lustrzanej się nie pojawili. Wcześniej zapowiadali swoją obecność. NASZ KOMENTARZ Wydarzenia wczorajszej, nadzwyczajnej sesji rady miasta pokazały bardzo wyraźnie, w jak wielkich tarapatach jest miasto. Dostarczyły też ciekawych spostrzeżeń. Po pierwsze, jak to możliwe, że jeden z członków zarządu województwa (Sorys) dysponuje opinią prawną i przesyła ją niemal w ostatnim momencie, a drugi członek zarządu województwa (Ciepiela) takiej opinii nie przekazał wcześniej swojemu partyjnemu koledze, zastępcy prezydenta Henrykowi Słomce-Narożańskiemu? Świadczy to, albo o braku komunikacji pomiędzy Sorysem, a Ciepielą, albo o braku komunikacji pomiędzy Ciepielą, a Słomką-Narożańskim. Jest i trzecia - wcale nie tak nierealna hipoteza: cała trójka polityków prowadzi już przedwyborczą grę, w której nawet te same barwy partyjne nie oznaczają występowania w jednej drużynie. Po drugie, dlaczego wspólnej opinii prawnej nie przygotowali prawnicy magistratu i województwa? Jeśli potwierdzi się opinia prawna dostarczona przez Sorysa okaże się, że prawnicy z urzędu miasta kolejny raz zaliczyli wpadkę. Podczas sesji zastępca prezydenta wyraźnie tłumaczył, że według magistrackich prawników, można oddać kwotę dotacji bez odsetek. Wcześniej głośno było także o tym, że prawnicy magistratu "nie wychwycili" m.in. faktu zatrudnienia męża b. wiceprezydent Doroty Skrzyniarz, Piotra, w radzie nadzorczej tarnowskiego MPEC. Ten ostatni, rekomendowany był do tej funkcji przez WFOŚ, ale MPEC jest spółką miejską, więc wątpliwością co do jakości ekspertyz prawnych wydają się być uzasadnione. Po trzecie, jak Henryk Słomka-Narożański może proponować zwrot tak olbrzymiej kwoty, nie mając 100-procentowej pewności, że to zgodne z prawem? Jak można pominąć kwestię odsetek, gdy te wynoszą 8 mln zł? Przecież nie chodzi ani o prywatne pieniądze zastępcy prezydenta, ani o kwotę małą! W tym przypadku odpowiedź wydaje się prosta: urzędnikom w Polsce (dotyczy to całego kraju, całej administracji rządowej, całego samorządu i wszystkich niemal instytucji) nie grożą praktycznie żadne konsekwencje za popełnione błędy. Będąc dokładnym: konsekwencje grożą, ale nie są egzekwowane. Gdyby odpowiadali swoim majątkiem, tak łatwo nie szastaliby publicznymi pieniędzmi. Naszymi pieniędzmi.
Komentarze...
testststs 10,2,9,1,A