Iggy Pop według Jima Jarmuscha w Millennium Studio
access_time 2017-01-02 07:00:00
Jim Jarmusch swoim nowym filmem składa hołd legendarnej grupie The Stooges i jej liderowi Iggy'emu Popowi. Przesiąknięty punkową energią "Gimme Danger" nie jest jednak fanowską laurką. Iggy Pop i muzycy z The Stooges zdradzają Jarmuschowi historie swoich wzlotów i upadków, blaski i cienie niebezpiecznego życia, a także wspominają największe prowokacje. Motywem przewodnim filmu jest poszukiwanie wolności i twórczej niezależności.
  • OBSADA: Iggy Pop, Danny Fields, James Williamson
  • REŻYSERIA: Jim Jarmusch
  • SCENARIUSZ: Jim Jarmusch
  • ZDJĘCIA: Tom Krueger
  • PRODUCENT: Carter Logan, Fernando Sulichin, Rob Wilson
  • GATUNEK: dokumentalny/muzyczny
  • CZAS TRWANIA: 108
  • PRODUKCJA: USA
  • DYSTRYBUCJA: GUTEK FILM

O FILMIE:

Trudno byłoby znaleźć lepszy tytuł dokumentu o The Stooges niż – zaczerpnięte z jednego z największych przebojów grupy – "Gimme Danger". W biografii lidera kapeli, Iggy’ego Popa, roi się od narkotykowych ekscesów, autodestrukcyjnych skandali i czegoś, co specjaliści określiliby dyplomatycznie jako "ryzykowne zachowania seksualne". Już sam fakt, że pomimo osobliwego trybu życia, muzyk w dobrym zdrowiu dobija właśnie siedemdziesiątki, powinien gwarantować mu rolę w kolejnej części "Niezniszczalnych".

Mając tę świadomość, trudno się dziwić, że – we wchodzącym na nasze ekrany dokumencie – Jim Jarmusch spogląda na Iggy'ego i spółkę z autentycznym podziwem. Perspektywa oddanego fana harmonijnie łączy się u amerykańskiego twórcy z szacunkiem wobec kolegów po artystycznym fachu. Szczególne uznanie reżysera budzi, prezentowana przez muzyków na każdym etapie kariery, niezależność.

Najbardziej inspirująco wypadają w "Gimme Danger" fragmenty obrazujące początki działalności The Stooges. Charakter zaproponowanej wówczas przez zespół rewolucji może wzbudzać skojarzenia z rebelią, jakiej w świecie kina chciały dokonać "Różowe flamingi" Johna Watersa. W obu przypadkach coś, co z wierzchu wydawało się wyłącznie aktem nihilizmu, skrywało w sobie zaskakującą głębię. Niestety, mało komu udało się ją wówczas dostrzec. Większość środowiska zareagowała na eksperymenty The Stooges nie tyle z – pożądanym przez zespół – świętym oburzeniem, co z bolesną obojętnością.

"Gimme Danger" zaświadcza, że mimo przeżytego rozczarowania, muzycy ani na chwilę nie wdali się we flirt z komercją. Choć łatwo było ulec tego rodzaju pokusie, film Jarmuscha nie zamienia się jednak w mdłą hagiografię. Za każdym razem, gdy wydaje się, że ekranem zawładnie atmosfera artystycznego kombatanctwa, reżyser rozładowuje napięcie za sprawą zabawnych animacji bądź pomysłowo użytych archiwaliów. Na obecność ekranowego patosu nie zgodziliby się zresztą sami bohaterowie, którzy chętnie dzielą się z Jarmuschem anegdotami z przeszłości i nie szczędzą opowieści o swych niekoniecznie chwalebnych wyczynach.

Twórca "Gimme Danger" bardzo pilnuje się, by nie skupiać uwagi wyłącznie na postaci lidera i oddać pole także pozostałym członkom The Stooges. Mimo to nie da się ukryć, że Iggy Pop kradnie show, ilekroć tylko pojawi się w kadrze. Artysta, który lata temu dowiódł już ekranowej charyzmy za sprawą mistrzowskiego epizodu w "Kawie i papierosach", stanowi chodzącą definicję pojęcia "czuły barbarzyńca". Pop nie jest może kandydatem na laureata literackiego Nobla, ale w rozmowach z Jarmuschem wielokrotnie zaskakuje nas wdziękiem i błyskotliwością spostrzeżeń. Jeszcze większą przyjemność niż słuchanie opowieści Iggy'ego przynosi w "Gimme Danger" obserwowanie wokalisty na scenie. Determinacja, z jaką żwawy staruszek z obnażonym torsem powtarza prowokacyjne gesty, które wykonuje przed publicznością już od niemal półwiecza, nie ma w sobie niczego obciachowego. Zamiast tego emanuje jedyną w swoim rodzaju, rockową wzniosłością.

Pomimo charakteryzującej obu twórców różnicy temperamentów, podczas seansu trudno nie pomyśleć o mentalnym pokrewieństwie łączącym Popa z Jimem Jarmuschem . Gdy lider The Stooges stwierdza "Nie chcę być glamrockowcem, nie chcę być hiphopowcem. (...) Nie chcę być człowiekiem telewizji, alternatywy, nic z tych rzeczy. Nie chcę być punkiem. Chcę po prostu być", możemy być pewni, że autor "Truposza" rozumie go lepiej niż ktokolwiek inny. Twórczość zaprzyjaźnionych ze sobą artystów nie tylko pozostaje naznaczona sprzeciwem wobec zaszufladkowania, lecz stanowi także jednakowo skuteczne antidotum na miałkość popkultury. Wystarczy wsłuchać się w – przypomniane w "Gimme Danger" – przeboje The Stooges, by uświadomić sobie, że zasługi Iggy’ego i spółki naprawdę są na tym polu nie do przecenienia.

PIOTR CZERKAWSKI
FILMWEB

KINO MILLENNIUM: 6 stycznia 2017, początek godz. 20.30

Komentarze...
testststs 10,2,9,1,A