Jak minął rok Prezydenta Tarnowa?
access_time 2004-12-31 10:19:43

Rozmawiam z Mieczysławem Bieniem, o tym - jak to jest być Prezydentem Tarnowa. Jak Pan się czuje po tym roku, który właśnie mija?

[[fotka2]]Coraz lepiej. W pierwszym roku przygotowywaliśmy się do wielu, wielu różnych działań i lobbowaliśmy gdzie tylko się dało - po to, aby próbować sprzedawać te projekty, które były wykonane. Jak widać jest nieźle, bo sporo pieniędzy już jest pozyskanych, a sporo jest jeszcze do wykorzystania. Trzeba znowu za tym chodzić i jeździć, ale potwierdzam to wielokrotnie, myślę, że Tarnów znów zaczyna być spostrzegany dobrze. Początek kadencji był trudny, bo miasto nie było specjalnie znane. Jakoś tak mało się poruszano przez ostatnie lata po Warszawie i po Krakowie. Nie mówię, że teraz jest idealnie, ale jest dużo lepiej. Już jest łatwiej wykonać telefon, zadzwonić do kogoś … „A to Tarnów - no to witam”. Jest łatwiej rozmawiać teraz. To największy plus, który jest może niewymierny dla mieszkańców, bo oni tego nie czują, ale dla mnie jest wymierny - łatwiej się rozmawia. To jest to, co było najważniejsze.



W tym roku przede wszystkim kończyliśmy wszystkie prace związane z ISPA, czyli z tym ogromnym projektem na 21,5 miliona euro dla Tarnowa. Rok 2004 to przede wszystkim ogromna praca związana z przygotowaniem projektu połączenia autostrada – węzeł Krakowska, to pieniądze pozyskiwane w SPOR na budowę Krzyskiej – Piaskowej, to starania o Pałac Młodzieży i zadanie na kolejny rok najważniejsze – znaleźć środki, aby to wykonać. Miniony rok to też taki drobiazg, ale niezwykle cieszący mnie osobiście - skatepark, który tak naprawdę powstał z pieniędzy darczyńców. Miasto tam właściwie dało bardzo mało pieniędzy, bo tylko na same przeszkody. Pozostałe prace były wykonane przez ludzi dobrej woli.



To ścieżki rowerowe - unikalny program. Może mieszkańcy Tarnowa tego nie czują i niektórzy mówią - „Po co było robić te ścieżki, jeżeli czasem chodnik jest w dobrym stanie?”. Ścieżki rowerowe robi się jako ciągi. Nie można było puścić tylko odcinka, bo wtedy cały ciąg nie byłby brany pod uwagę i pieniędzy by na to nie było. A to są pieniądze niebagatelne. W ciągu tego roku otrzymaliśmy milion złotych, w ciągu ubiegłego – dwa miliony. Wiec 3 miliony darowane - to naprawdę warto było. Efektem - gotowe 20 km ścieżek rowerowych. To przecież widać. Nie przestajemy na tym. Chcemy w tym roku wykonać kolejne 8 ścieżek.



Szpital bardzo mnie cieszy, jeżeli chodzi o jego utrzymanie. Wydawałoby się z początkiem tego roku, że on się rozsypie, że będziemy musieli ogłosić jego upadłość. Dziś trudno mówić o wielkim optymizmie, ale jeżeli porównamy roczne straty, jakie szpital przynosił wcześniej, czyli prawie 6 mln zł w najgorszym roku, to ten rok będzie ze stratą niespełna 2 mln zł. To jest duża praca, którą wykonano i którą wykonują przede wszystkim ludzie tam pracujący. Ja ich daję za wzór szczególnie nauczycielom, którzy też są w podobnej sytuacji, którzy też będą tracili pracę, bo demografia mówi jednoznacznie o tym, że pracy nie będzie. Ludzie w szpitalu zrozumieli, że jeśli nie ma możliwości pobierania pieniędzy, to można z nich częściowo zrezygnować, czyli np. nie brać za cały etat, ale za ¾ etatu, nie brać pieniędzy z funduszu socjalnego, aby ratować swoje miejsca pracy. Tego brakuje u nauczycieli. I to jest kolejny temat, kolejny rok pracy nad restrukturyzacją oświaty, który się udał i nie udał. Ja wciąż podkreślam Tu nie ma wygranych i przegranych – tu naprawdę jest ciągła praca, której nie można przerwać. Ja i takie głosy tez słyszę: „Nie rób tego, przecież za dwa lata będą wybory – warto już tego nie robić”. Zaniechanie, to jest podkładanie głowy swojej, albo przyszłego prezydenta. Tak traktuję ten urząd - nieważne czy to jest Bień, czy ktoś inny. Jeżeli prezydent miasta nie wykona tych ruchów, jeżeli nie będzie ciągle ich wykonywał, to podkłada głowę pod topór. Kiedyś to na niego spadnie i będzie niedobrze.



Oświata to bardzo trudny temat i myślę, że teraz w osobie Pana Prezydenta Magdonia, który został zatrudniony głównie do tych rzeczy - efekty będą jeszcze bardziej widoczne. Bo jeśli w szkołach na drugi rok będzie 1140 uczniów mniej, a za rok znowu tyle samo - to przecież tej pracy nie możemy przerwać.



Kultura… myślę, że nasz Tarnowski Teatr może ten sezon zaliczyć do udanych i to bardzo udanych. Bo przecież tyle przedsięwzięć wykonywał. Same jego finanse już mnie zadawalają. Myślę, że zadawala również teatromanów, którzy mogą przyjść na dobrą sztukę, zobaczyć sławne nazwiska, a jednocześnie zobaczyć naszych aktorów. To też tam można by zarzucać, „dlaczego tak mało naszych aktorów?”. Dlatego, że chcemy aby oni także swój warsztat podwyższali, by byli jak najlepsi, żeby mogli grać ze sławnymi nazwiskami. Myślę, że mieszkańcy Tarnowa tak samo reagują. Bo jeżeli na afiszu jest ktoś znany, to wtedy przychodzą licznie do teatru, zostawiają trochę pieniędzy, a o to nam przecież chodzi.



Sporo było imprez masowych, które wykonuje Wydział Sportu i Wydział Kultury – na Rynku, w stadninie koni w Klikowej, w Parku Strzeleckim. Były one bardziej lub mniej widoczne, ale masowe. Jeżeli powiem, że w wakacje 2000 dzieci brało udział w akcji letniej, jeżeli powiem, że w tamte ferie ponad 1000 dzieci brało udział w akcjach zimowych, to - to są liczby, które mówią o tym ze miasto chce pracować z dziećmi i daje tym dzieciom sporo zadowolenia.



Imprezy w Rynku i sam Rynek - można mieć uwagi do tego tematu i myślę, że zmienimy do niego podejście. Również do parasoli, które są różnokolorowe i reklamują piwa. Chcemy w tym roku i mam nadzieję, że nam się to uda, aby nie było już parasoli z napisami, by były one jednokolorowe. Aczkolwiek może być dwa, lub trzy kolory, to się jeszcze okaże.



Powołaliśmy specjalna komórkę, czyli zespół ds. ochrony zabytków, a ten z kolei powołał ekspertów z dziedziny ochrony zabytków, chcemy by oni też się na ten temat wypowiedzieli - jak oni to widzą.



W tym roku w wakacje było świetnie. Rynek żył, ale i głosy krytyczne były, że za bardzo pstrokato, za bardzo reklamowo. Wychodzimy z tego roku z doświadczeniami na kolejny. Zawsze są malkontenci. Brakuje mi w tym roku tego, że nie mamy w zimie propozycji na Rynek i jest on trochę pusty. W kolejnym roku musimy pomyśleć, co z tym faktem zrobić.



Ulica Mościckiego - nasza sztandarowa inwestycja, która jest już w dużej mierze zakończona, została wykonana w połowie z pieniędzy zewnętrznych i to nie pożyczkowych tylko darowanych przez Ministerstwo Infrastruktury. Myślę, że dla tych ludzi, którzy poruszają się tą drogą, a jest to w sumie druga droga wschód zachód - no to jest efekt wizualny. Tak sobie tę drogę wyobrażałem, tak sobie ja wymarzyłem wykonując korekty do projektu i myślę, że może się ona podobać. Głównie, jeżeli chodzi o swoją funkcje, bo i rowerzyści mogą nią przejechać i dzieci przejść bezpiecznie przez ulicę - tak tę drogę postrzegałem. Ten rok zakończony jest już sukcesem.



Były i trudne momenty. Pan powiedział na jednej z sesji Rady Miasta: „Sam tego chciałem”. Jak to było z tymi trudnymi momentami?



Tak. To jest zdanie, które zawsze będę podkreślał, jeśli ktoś się pyta mnie o pracę. Niektórzy dobrzy znajomi, a czasem jest to mile, mówią mi na ulicy - „Ale ma pan ciężko”. Ja wtedy mówię - sam tego chciałem. Wiedziałem, w co się angażuję, bo już byłem przecież prezydentem. Ta robota jest niezwykle trudna, ale trzeba chcieć ja wykonywać. Nie można marudzić. Taka ona jest - jest bardzo trudna, w każdej minucie kontrolowana przez społeczeństwo, które niestety teraz (i to nawet nie z winy tego społeczeństwa, ale z winy tego, co się dzieje w ogóle w tym kraju) jest nastawione bardzo krytycznie do wszystkiego. Nawet wykonanie najdrobniejszej rzeczy… Chociażby ekrany akustyczne. Ja byłem naprawdę przez dwa dni w szoku. Ekrany, które widziałem jak będą wyglądały, które wykonywaliśmy na prośbę mieszkańców - były tak skrytykowane i to przez wszystkich, już na etapie wstępnym, kiedy dopiero zaczęły powstawać. Betonowa pustynia, niebezpieczne, odbicie hałasu w stronę osiedla Zielonego… Co by się nie działo - wszystko było źle. To świadczy o tym, że przestaliśmy w ogóle ufać w dobrą wolę kogokolwiek, a już dobrą wolę włodarzy to na pewno. Takich ludzi jest bardzo dużo i ja się im nie dziwie i staram się z kolei robić tak, aby wiedzieli jak najwięcej o tej inwestycji wcześniej, ale to z kolei do każdego się nie dojdzie.



Ja wciąż mówię - jeżeli odzyskamy zaufanie społeczeństwa, nie tylko tu w Tarnowie, ale i gdzie indziej, będzie się na pewno lepiej żyło w Polsce. Tego nam wszystkim brakuje. Uwierzenia w to, że ktoś rządząc ma dobrą wolę, aby zrobić dobrze, a nie źle. Popatrzmy na to, co się już zrobiło i oceńmy to w ten sposób obiektywny. Jeżeli się zaczyna, zawsze można przyjść i zapytać się - dlaczego?. Nie bijmy od razu w czambuł, że będzie źle.



Ławeczka poetów - kolejny temat z dziedziny kultury. Nawet przez te głosy krytyczne miasto było lepiej wypromowane, bo w wszystkie gazety o tym pisały. Czasami taka kontrowersja powoduje, że jest lepiej, że można być postrzeganym, być zauważonym w Polsce, a o to nam chodzi i to zadanie postawiałem sobie od początku. Chciałem, aby miasto było bardziej wypromowane, było bardziej znane w Polsce, bo na to zasługuje. Tarnów jest przepięknym miastem, żyją tu fantastyczni ludzie, którym żyje się źle, tak jak i wszystkim, ale trzeba się chwalić tym - co dobre. Na tym też polega marketing.



Sam tego chciałem i sam tego chce dalej.



Jak pan odbiera innych? Swoje otoczenie? Ma pan więcej wrogów czy przyjaciół?



Jako Prezydent to myślę, że jest różnie. Te wszystkie pociągnięcia, szczególnie w dziedzinie oświaty, to dotyka dużej ilości ludzi i ja słyszę o tym, że są kontrowersyjne i trochę wrogów tam pewnie jest. Natomiast prywatnie nie odczułem tego tak do końca. Bo przecież chodzę często po mieście, nie używam samochodu przechodząc z jednego miejsca na drugie i czasem spotykam się z ludźmi, którzy mnie zagadują. Widzę dosyć dużo ciepła, takiego zatroskania i pytań - dlaczego tak? I co będzie dalej? Myślę, że ludzie czekają też na te efekty, o których tak dużo przez dwa lata mówiliśmy i te efekty będą w tym roku widoczne. Więc myślę, że po tym roku, gdy ludzie zobaczą, że nie kłamaliśmy, trochę się zmieni nastawienie do mnie i prywatnie i służbowo. To zaufanie, o którym mówiliśmy buduje się na czymś wizualnym. Bo jak ktoś mówi przez dwa lata - to tak gada i gada - a teraz, gdy to będzie widać, sadzę, że będzie lepsze to postrzeganie.



Natomiast prywatnie na osiedlu ja chodzę zawsze z psem przynajmniej dwa razy dziennie i regularnie się spotykam z ludźmi i jeszcze nie zauważyłem, by ktoś mnie mijając, krzywo się na mnie patrzył. Nawet jak ma krytyczne uwagi, to przychodzi i rozmawiamy. Wiec myślę, ze nie jest tak źle. Jeszcze się nie boję chodzić po mieście.



Czy Prezydent ma trochę własnego, prywatnego czasu?



Oj… Czasami to w ogóle. To jest tak, że ta praca trwa do samego snu, bo w domu telefon i wyjścia i ogrom pracy podstawowej, czyli koncepcyjnej, administracyjnej. I tu w urzędzie, do godzin różnych i reprezentacja miasta. Trzeba się pokazywać, trzeba rozmawiać z ludźmi - to zajmuje dużo czasu. Najgorsze są wyjazdy, których jest bardzo dużo. Znowu wracamy tematem do promocji miasta. Tu może być świetnie, mogą być przepiękne ulice i elewacje wykonane z własnych pieniędzy, a tu nikt nie przyjedzie. Trzeba wyjeżdżać na konferencje, spotkania z ministrami. Do Warszawy jeździmy przynajmniej raz w miesiącu, a był kiedyś okres wrześniowy, taki bardzo ważny, gdzie byliśmy w Warszawie nawet dwa razy w tygodniu. To zajmuje ogromna ilość czasu, również prywatnego. Bo wracam koło 12 w nocy z Warszawy, albo wyjeżdżam na dwa dni i w domu mnie niema. Ale o tym też wiedziałem i sam tego chciałem, choć zdawałem sobie sprawę - czym to pachnie. Prywatnie jest bardzo mało czasu.



To jest taka praca, która trzeba wykonywać bardzo intensywnie. Ale ja zakładałem wtedy i teraz również - i to swoim kolegom zastępcom przekazuję - nie można wpaść w totalny pracoholizm. Jeżeli ktoś z, moich znajomych mi się pyta, lub mówi, że on nie był na urlopie od dwóch lat, to mowie - ty chyba jesteś chory. Ja urlop wykorzystuję regularnie w skali całego roku. Z tego roku zostało mi 7 dni, które wykorzystuję właśnie teraz. Koledzy mają podobnie - wyganiam wszystkich na urlopy. Nie może tak być, aby człowiek zapracował się na śmierć, bo wtedy źle pracuje. Bo być w pracy i być zmęczonym to nie ma sensu, wtedy człowiek nie jest kreatywny. Więc ja wykorzystuję każdą wolną chwilę. Mam takie kanony wyjazdowe od paru dobrych lat - wakacje, ferie i przerwa międzyświąteczna. Zawsze wtedy wyjeżdżam, uciekam z miasta. Nie dlatego, że go nie lubię, ale dlatego, że jeżeli zostaję - to telefony odzywają się na okrągło. Na okrągło jestem w pracy, nawet idąc tu myślę, co jest ewentualnie złego, co można by zaproponować, co można by wymyślić.



Góry. Góry i woda, to są dwa moje żywioły. W lecie jest to oczywiście woda, w zimie są to góry i trzeba odpoczywać. Do tego zachęcam i wyganiam swoich ludzi. Wtedy jest czas na odreagowanie, na spotkania rodzinne, na odbudowanie chociażby tych miesięcy i tygodni, kiedy w domu się bywa tylko czasami.



Czasem zastanawiamy nad tym, jak siebie sami postrzegamy, jaki mamy charakter. Czy Prezydent ma takie refleksje odnośnie swojego charakteru? Jakie ma wady, jakie ma zalety?



Żona moja zawsze podkreśla - i to jest prawda, że według niej i mojego otoczenia, które mnie zna od czterdziestu paru lat, bo tyle żyję na tym świecie, że się nie zmieniłem, że mi nie odbiło, że władza mi nie uderzyła do głowy. Że właściwie poza tym, że nie mam czasu dla nich, to jest dobrze. Bo - jak mam czas, to jest to dalej to samo. Żona mówi - To moja zasługa. Jest w tym bardzo dużo prawdy. Żona zawsze traktuje mnie jako męża, głowę rodziny, jako ojca dla moich dzieci i chociażby pana dla swojego psa. I muszę wykonywać dziesiątki różnych czynności i chcę je wykonywać i robię to nawet z dużą chęcią. Staram się być normalnym. Jak mam zrobić obiad, no to zrobię ten obiad na sobotę i niedzielę jak jestem w domu. Jak mam przyjść punktualnie, bo akurat coś, to muszę - choćby nie wiem co. Myślę, że nie można zwariować pracą, aby być dla rodziny, choć na chwile w tych godzinach, co jest to możliwe. Na początku pierwszej kadencji nie mogłem tego żonie wybaczyć -  ja nie mogę być w domu, ja musze być w pracy. Wtedy żona mówiła – wcale nie musisz. I tego nauczyłem się przez te pierwsze lata i potem zawsze w pracy uważałem, że oczywiście są dni, kiedy nie ma mnie w domu w ogóle przez kilka dni, ale wtedy, kiedy dałoby się zrobić coś innego, to żona tego ode mnie wymaga i stara się abym był normalnym człowiekiem, który pracuje w domu, który chodzi na spacer, wykonuje prace w ogródku i gotuje obiad.



Czego życzyłby Pan tarnowianom z okazji Nowego Roku?



Ja zawsze jak przychodzi okres grudniowy, to sobie myślę, co życzyć mieszkańcom, bo wtedy wszyscy o to pytają. I wymyśliłem sobie ostatnio w czasie spacerów z moim psem (przez półtorej godziny chodzę sobie i można sobie wtedy wiele przemyśleć, popatrzyć na siebie z innej perspektywy) i już od wczoraj składam wszystkim życzenia wzajemnego zrozumienia i zaufania, które jest nam teraz niezwykle potrzebne. Byśmy sobie nawzajem, choć troszkę zaufali. Patrzyli na drugiego człowieka nie jak na potencjalnego wroga, potencjalnego człowieka, który chce zrobić źle dla kogoś, a dobrze dla siebie - tylko jak na tego, kto chce zrobić dobrze dla siebie i dla kogoś drugiego. Czyli patrzmy się na drugiego, jak na bliźniego w sensie chrześcijańskim - jak na bliźniego, a nie na wroga. Myślę, że ludzie powinni być dla siebie przyjaźni, bo jeśli nie - to nic się nie da zrobić. Czyli zrozumienia, zaufania, życzliwości, a będzie wszystko dobrze.



Dziękujemy Panu za rozmowę.



Z Prezydentem Tarnowa Mieczysławem Bieniem, rozmawiała ejja.



 

Komentarze...
testststs 10,2,9,1,A