W piątek byłem w Nibylandii. Na moich oczach rozegrała się jedna z piękniejszy historii, jakie mogłem sobie wymarzyć. Widziałem, jak rodzą się wróżki, pojąłem, ile latawców musi zostać puszczonych, by z dna wyobraźni mógł wyłonić się Piotruś Pan. Poznałem Marzyciela.
Reżyser Marc Foster stworzył piękną, epicką opowieść o fantazji, natchnieniu, miłości i nadziei. Scenariusz, autorstwa Davida Magee nie tylko opisuje etapy powstawania Piotrusia Pana, ale także cały kontekst – sytuacyjny i psychologiczny. Poznajemy losy Pana Barryego (w tej roli jak zwykle doskonały Johnny Depp), pisarza szukającego natchnienia po ostatniej, nieudanej sztuce. Podczas spaceru w parku na jego drodze staje czterech niesfornych chłopców (jak później się okazuje – o nieograniczonej wyobraźni). Pan Barry mocno zżywa się z rodziną Daviesów (w roli matki chłopców, Sylvii, Kate Winslet), żona zarzuca mu, więcej czasu spędza w domu swoich młodych przyjaciół niż we własnym. Nie może jednak tego zmienić. Dzieci są dla niego natchnieniem, inspiracją do stworzenia dzieła życia. Dzięki nim rodzi się Piotruś Pan.
Wspaniała gra aktorska Deppa i Winslet dla fanów kina nie jest chyba zaskoczeniem (należy wspomnieć tu rolę Kapitana Sparrowa w Piratach z Karaibów) - zwrócić należy uwagę na talent i zaangażowanie młodych aktorów, grających rodzeństwo Davisów. Chłopcy, pomimo swego dziecięcego wieku, znakomicie potrafili zagrać emocje adekwatne do chwili. Razem z Deppem i Winslet stworzyli świat fantazji, marzeń, przygód, o którym dorośli często zapominają. Do którego prowadzi ścieżka naszej wyobraźni. Nibylandię.
Dominik Zając
Pręgi - recenzja
Uciekając przed błędami przeszłości. "Pręgi" to film niezwykły. Wzruszająca historia pióra Wojciecha Kuczoka, przedstawiona przez debiutująca Magdalenę Piekorz, jest opowieścią prostą i szczerą do bólu. Od pierwszej do ostatniej sceny - autentycznie przejmującą.
Pręgi dzielą się na dwie części. Pierwsza to retrospekcja głównego bohatera - historia z lat osiemdziesiątych o małym Wojtusiu katowanym przez rygorystycznego ojca. W drugiej widzimy dorosłego faceta, samotnego i nieszczęśliwego, który odrzucając ojca, mimowolnie powiela jego wzorce zachowań. Dorosły Wojciech spotyka Tanię, anioła nie kobietę - wyrozumiałą i skłonną do poświęceń - wtedy zaczyna się coś w rodzaju jego wewnętrznej przemiany. Wojciech zaskoczony, że ktoś chce przebić mur strzegący jego obitego wnętrza, w końcu zrzuca z siebie pancerz twardziela i staje się "wrażliwym chłopcem". Jest to wielka rola Michała Żebrowskiego, najlepsza od niepamiętnych czasów. Żebrowski gra odważnie, nie boi się brawurowych scen i ekspresyjnych monologów - nie popada jednak w melodramat. Podobnie Agnieszka Grochowska (znana z Warszawy), której udało się połączyć subtelność i siłę, miękkość i determinację. W ogóle Pręgi to niezwykle aktorski film. Na mnie największe wrażenie zrobił Jan Frycz, ojciec-treser, bijący swego syna z miłości, "lepiej jest być zbitym przez ojca, niż żeby cię potem życie zbiło". Ojciec Wojtusia nie jest bowiem jakimś zwyrodnialcem ani degeneratem, jest po prostu ofiarą tradycyjnych polskich metod wychowawczych, gdzie za dobre sprawowanie należy się nagroda, za złe - sprawiedliwa kara. A zarówno za pierwszą, jak i za drugą należy ładnie rodzicom podziękować. I chyba ten rodzaj mentalnej represji i powtarzanych w kółko schematów zrobił na mnie największe wrażenie, a nie sama scena lania.
Film Piekorz to nie tylko opowieść o zmarnowany dzieciństwie. "Pręgi" to przede wszystkim próba wniknięcia w psychikę skrzywdzonego dorosłego, który całe życie marzy o normalnym życiu, bez powracających wspomnień. Dorosłego, który uciekając przed miłością, w końcu zostaje przez nią dogoniony.
Michał Madura