%%br%% W kinie Marzenie widzowie obejrzeli jego dwa dzieła: "Las Katyński" i "Wszystko może się przytrafić". Po projekcjach reżysera uhonorowano statuetką festiwalu Vitae Valor za całokształt twórczości w dziedzinie krótkiego metrażu. Tryskający humorem Marcel Łoziński chętnie udzielił nam wywiadu.
"Nagrodę otrzymałem po znajomości"
Najpierw był "Las Katyński". Później już "wszystko mogło się przytrafić". Nawet rozmowa z Marcelem Łoziński, którą udało mi się przeprowadzić podczas krótkiej przerwy między seansem a wręczeniem Nagrody Viate Valor. Przedstawiona poniżej wypowiedź jest kompilacją odpowiedzi reżysera na pytania zadawane czy to przeze mnie, czy to przez inne osoby obecne na spotkaniu.
P: Co jest dla Pana najważniejszą Vitae Valor?
Marcel Łoziński: Miłość! Z tym, że do kogo, do czego to już inny temat.
P: Jest Pan zadowolony z nagrody?
MŁ: Mam poczucie, że dostałem tę nagrodę niejako po protekcji - moi przodkowie pochodzili z Tarnowa. Myślę, że to ukłon w ich stronę.
P: Tworzy pan już ponad 30 lat. Jak w Latach 80' radził pan sobie z cenzurą?
MŁ: W latach 80' nie zajmowałem się dokumentem. Razem z przyjaciółmi rejestrowaliśmy to, co działo się w czasie stanu wojennego. W tym okresie udało mi się nakręcić jedynie 5-6 filmów. Na przykład przy "Próbie Mikrofonu" przekonaliśmy ministrów, że można zrealizować dwie, trzy produkcje, które nie wejdą na ekrany. Stworzyć "rezerwy" na przyszłe czasy. Te bez cenzury. Nie było jednak w tym tworzeniu nic z bohaterstwa, kombatanctwa.
P: Można było wtedy utrzymać się z kręcenia filmów?
MŁ: Bardzo trudno. Mocno obcinano nam fundusze, do tego dochodziła odpowiedzialność, że obsługa, aktorzy też muszą zarobić na chleb.
P: Jest Pan członkiem przyznającej Oskary Akademii Filmowej...
MŁ: Byłem, już nie jestem. Powiem ci, dlaczego. Stwierdziłem, że jeżeli mam płacić 100 dolarów rocznie za kupę ulotek o kinie i możliwość głosowania na filmy, na których się nie znam, to jest to bez sensu.
P: Więc inaczej. Był Pan członkiem amerykańskiej AF, zna pan kryteria oceny filmów. Dlaczego polskie, dobre przecież produkcje, od dłuższego czasu nie sięgają po te najwyższe laury?
MŁ: A czy nagrody są najważniejsze?
P: Jest Pan laureatem wielu nagród, jak choćby przyzanwanego przez "Politykę" Paszportu. Czy jest jednak jakieś jedno wyróżnienie, które sprawiło panu największą satysfakcję?
MŁ: Hmmm... Sam nie wie... Nie przypominam sobie. Mogę jedynie powiedzieć, że najbardziej cieszą mnie nagrody publiczności - nie przyznawane przez takie czy inne jury. Filmy przecież kręci się dla ludzi. Przez nich mają być oceniane.
P: Jaki jest Pana ulubiony film?
MŁ: Ten, co właśnie będzie wyświetlany. [Tam, gdzie rosną poziomki - DZ] Idź go zobaczyć!
P: Dziękuję za rozmowę.
Agnieszka Cierpich/Dominik Zając