Madura do Zająca, Zając do Madury
H(isteria)5N(arodowa)1
access_time 2006-03-15 11:29:02
Służby sanitarne rozsypują trociny nasączone chemikaliami, media straszą przed H5N1 czającym się w udkach, piersiach i mielonym, przed wirusem zerkającym zalotnym okiem rosołu. Pan Religa zapewnia, że wszystko pod kontrolą.

Ja natomiast dochodzę do wniosku, że na coś umrzeć trzeba i rozpoczynam baczne obserwacje połączone z poszukiwaniami. Nie martwych łabędzi, kaczek czy turkawek, ale absurdalnych doniesień i poczynań związanych walką o ocalenie polskiego drobiu i dobrego imienia rządzących.

 

Władze na przykład utrzymują, że ptasia grypa to choroba, jak sama nazwa wskazuje, ptaków. Przyjmując tę informacje na mój, bądź co bądź mało świadomy biologicznie rozum, wnioskuję, iż przenoszą ją wspomniane wyżej stworzenia. Te zaś od natury w darze otrzymały zdolność latania. Jaki jest wiec sens rozkładania na rogatkach ulic mat, nasączonych trocin, tworzenia „odpraw” utrudniających płynny ruch, kiedy żadnej wronie czy wróblowi nawet nie przyjdzie do głowy zamoczyć w chemikaliach choćby czubek swojego szpona.

 

Z drugiej strony, jeśli nie ma zagrożenia, to dlaczego kombinezony ludzi nadzorujących „odprawę” wyglądają tak, jakby miały chronić przed radioaktywnymi odpadkami zza wschodniej granicy? Czyżby bezpośredni kontakt z samochodem poruszającym się w strefie zagrożenia może być przyczyną zachorowania na ptasią grypę? W takim razie powinno się zakazać wymiany opon. Bo przecież osoba, która złapie gumę w „strefie 0” jest w takim samym stopniu narażona na działanie wirusa, jak służby sanitarne.  Jeżeli tak nie jest – a mam taka nadzieje – znaczyło by to, że podjęte działania maja na celu tylko i wyłącznie uspokojenie gawiedzi. Pokazanie, że „coś jednak robimy, spełniamy nasz obowiązek i trzymamy rękę na pulsie”. Nic bowiem tak nie uspokaja narodu, jak świadomość, że władza czuwa i ma „to wszystko” pod kontrolą (nie na przykład w d.).

 

Zwrócę uwagę na jeszcze jeden fakt. W ostatnich pięciu, sześciu latach zauważalnie spadła sprzedaż wołowiny i wieprzowiny. Wiadomo – groźba pryszczycy czy BSE tak mocno zakorzeniła się w naszych umysłach, że, woląc dmuchać na zimne, pokochaliśmy drób. Spiskowe teorie dziejów uważam zwykle za idiotyczne, ale w tym wypadku mam nieodparte wrażenie, że niektóre lobby mogą z  wirusem H5N1 wiązać pewne nadzieje. Przeciętny Kowalski nie ufa przecież naukowcom, politykom, nauczycielom, lekarzom ani fryzjerom. Ufa własnym zmysłom i telewizji. Widzi gości paradujących w kosmicznych wdziankach, maskach gazowych i zbierających zdechłe ptaki. Słyszy, powtarzany jak mantrę, skrót H5N1 – w żadnym stopniu niezrozumiały dla zwykłego zjadacza chleba. Patrzy wreszcie na wytyczone strefy, odprawy na rogatkach Torunia. Następnie idzie do masarni „U Krysi”, coby zorganizować składniki na pożywny, zdrowy posiłek dla całej rodziny. Stojąc w kolejce przypomina sobie wszystko to, co w ostatnich dniach serwowały mu media. Dochodzi do zjawiska bardzo rzadkiego – Kowalski zmienia swoje przyzwyczajenia. Miłość do drobiu wypala się – rozpoczyna romans z wołowiną. Wiadomo, kto korzysta, wiadomo, kto traci.
W ostatniej dekadzie ptasia grupa pochłonęła 800 ludzkich istnień. Każdego roku na powikłania pogrypowe umiera milion osób. Czy warto, więc odmówić sobie chrupiącej, wypieczonej piersi kurczaka (przypominam: H5N1 ginie w temperaturze 70 stopni), jeżeli prawdopodobieństwo zachorowanie jest tak małe? Kazik śpiewał onegdaj „porównaj to sobie, sam sobie odpowiedz”. Jak brzmiała odpowiedz – poinformują nas najbliższe statystyki dotyczące handlu drobiem.

 

PS. Wie ktoś, czy ptasi pomór obejmuje też Kaczki?

 

Dominik Zając

 

 

Ptasia grypa przenosi się przez moher!

 

Będąc na twym miejscu - Panie Zając - wielce rad byłbym z faktu, iż mój ojciec nie nazywa się Łabędź lub jakoś ornitologicznie blisko, bo gdyby się tak stało nie pozostałoby Panu za wiele czasu na tym świecie. Jaśnie Nam Panująca grypa zawitała wreszcie w nasze progi, zamieszanie powodując paradoksalnie nie wśród ptactwa, lecz miedzy nami – człekokształtnymi...

 

Polak to zaprawdę dziwna istota… Szczególnie, kiedy chodzi o jego bezpieczeństwo potrafi być na wskroś innowacyjny i zapobiegliwy. Ledwie media podały do wiadomości, że w Toruniu łabędź zdechł nad sadzawką, w aptekach już zaczęło się robić tłoczno. Zacierają farmaceuci ręce, bo przez najbliższe kilka tygodni narzekać nie muszą na pustki w swych przybytkach, a pozostałe po zimie szczepionki rozejdą się jak świeże bułeczki. A wszystko dzięki nadgorliwym naszym rodakom, którzy maja pewne kłopoty z czytaniem i słuchaniem ze zrozumieniem… Wracając jednak do wcześniej wspomnianej polskiej pomysłowości, dzięki której sprawcy epidemii zostali odnalezieni. Otóż jak podało pewne radio mające głośnik, cała zaistniała sytuacja to jeden wielki spisek żydo – masoński, a ostatnia deską ratunku jest noszenie ciepłego, owalnego nakrycia głowy wyposażonego w antenkę... Jednak szczytem zapobiegliwości okazały się reakcje właścicieli kotów, którzy dowiedziawszy się o pewnym niemieckim futrzaku z wirusem ptasiej grypy w sobie, masowo zgłaszali się do klinik weterynaryjnych, w celu uśmiercenia swego pupila. W takiej sytuacji kartezjańskie „Myślę, więc jestem” traci definitywnie swój sens …

 

Nie wiem jak Pana, ale mnie zdziwiła pewna opieszałość w związku z toruńskim „znaleziskiem”. Nieco paranoidalnym jest ogłaszanie tej wiadomości po dwudziestu-paru godzinach zwłoki, podczas uroczystej konferencji prasowej. Jednak nie ja stoję za sterami IV RP, zresztą co by to dało? Mam nadzieję, że H5N1 nie spowoduje postępujących paranoidalnych zachowań w naszym społeczeństwie, w końcu to przecież PTASIA grypa, niech one się martwią…

 

Michał MAdura 

Komentarze...
testststs 10,2,9,1,A