"WSZYSTKO O KOBIETACH" Miro Gavran
Przekład: Anna Tuszyńska
Reżyseria: Krzysztof Prus
Scenografia Marek Mikulski
Występują:
- Marta Marianna Gortych (Magda, Krysia, Janka, Mimi, Rozalia)
- Anna Lenczewska (Anita, Hania, Nina, Binia, Matylda)
- Ana Nowicka (Jolka, Ola, Maria, Dzidzia, Luiza)
Bilety: Bilet normalny - 25 zł, Bilet ulgowy -20 zł
O reżyserze:
Krzysztof Prus - reżyser teatralny, absolwent polonistyki (teatrologii) UJ i reżyserii dramatu w PWST w Krakowie. W 2001 zrealizował w Teatrze im. Solskiego
"Zieloną gęś" Gałczyńskiego. Dziewięć aktorek (m. in. występujące we "Wszystko o kobietach" Anna Lenczewska i Anna Nowicka) zagrało około stu ról: kobiet, mężczyzn,
zwierząt, tworów przyrody i ciał astralnych. Prus znany jest tarnowskiej publiczności również z nagrodzonego na ubiegłorocznej Talii "Tutam" Bogusława
Schaeffera z udziałem Renaty Dancewicz i Zbigniewa Stryja.
Rozmowa z Krzysztofem Prusem, reżyserem:
- Czy da się powiedzieć wszystko o kobietach w jednej teatralnej sztuce?
- Nie, ale warto wystawić przynajmniej jedną sztukę, która im tylko byłaby poświęcona. Chyba tak należy rozumieć tytuł "Wszystko o kobietach". Rzecz jest w
całości o was, kobietach, ale przecież wszystkiego o was nie powiemy, bo niby skąd to mamy wiedzieć? Jesteście dla nas tajemnicą. Zresztą to, co w sztuce Gavrana jest
najpiękniejsze, to właśnie niedopowiedzenia. Obserwujemy dwie kobiety, które rywalizują o przyjaźń trzeciej, ale czy naprawdę chodzi o przyjaźń? Może o miłość?
Może o dominację? A skoro tak, to kto tym steruje: któraś z tych dwóch, które zabiegają, czy właśnie ta trzecia, która pozwala zabiegać, ta pozornie bierna, która
jednak sprawia, że wszystko właśnie wokół niej się kręci? W innym wątku sztuki patrzymy na typową "mamuśkę", która próbuje pogodzić dwie skłócone córki i żałość
nas bierze widząc jej niezdarne wysiłki, aż tu nagle bezładna technika zaczyna przynosić rezultaty: była więc mamusia bardziej niezdarna czy może bardziej
przebiegła? Kierowały nią instynkt czy wyrachowanie? Każdy z pięciu wątków tej sztuki rozgrywa się pomiędzy trzema kobietami i każdy, kiedy mu się uważnie
przyjrzeć, zawiera jakieś niedopowiedzenie, jakąś drobną tajemnicę.
- Czy istnieje fabularny związek pomiędzy tymi historiami?
- W pewien sposób związek stanowi brak związku. Obserwujemy małe dramaty, które rozgrywają się gdzieś obok nas przez ścianę, a ściślej rzecz biorąc przez
przeciekający sufit. Bohaterki łączy wydatek na remont, lecz skoncentrowane na swoich problemach nie mają pojęcia, że w sąsiednim mieszkaniu, ogarniętym tą samą
domową powodzią, tego samego dnia kulminuje się wielki, trwający od lat uczuciowy dramat. Istnieją relacje rodzinne pomiędzy niektórymi bohaterkami, ale niekoniecznie
wiele znaczą. Matka pochłonięta rywalizacją w pracy nie znajdzie czasu, żeby przyjść do przedszkola obejrzeć występy córki. Babci występującej na wieczorku w domu opieki społecznej i walczącej z koleżankami o względy pewnego staruszka, obce są problemy jej wnuczek. Z drugiej strony, to czego najbardziej chciałaby
dziewczynka-przedszkolak, to obecności mamy. To, czego pragnęłaby matka dla dwóch swoich córek, to żeby były podobne do ich szalonej babci.
- Czy na scenie wszystko to nie zacznie przypominać telenoweli?
- Może być jeszcze gorzej. Połączenie opowieści o zawiedzionej miłości z popisami przedszkolaków i staruszek rodzi obawę, że powstanie z tego jakiś zakalec,
melodramat z rodzynkami pensjonatowego humoru. Nasze zadanie - aktorek, scenografa, reżysera - polega na tym, by odnaleźć istniejący pod powierzchnią sztuki podskórny
nurt. Sprawić, żeby rozśmieszona sceną w przedszkolu publiczność nie ziewała na następnej. Sztuka jest komedią, ale przewrotną. Przewrotność autora tkwi w tym, że
wszystkie piętnaście ról grają tylko trzy aktorki. Z jednej strony to świetnie, bo taka umowność eliminuje podobieństwo do telenoweli. Z drugiej - tego typu
dramaturgia rodzi obawy, że widz pogubi się, kto tu jest kim, a ciągłe zmiany kostiumu i dekoracji zaburzą rytm, zgubią płynność opowieści. Jak więc sprawić, żeby
każda z postaci była inna? Nie można grać formą - no, może do pewnego stopnia, w skrótowo potraktowanych wątkach w przedszkolu i domu starców. Nie można ograniczyć
scenografii do minimum, bo tak subtelna i bogata materia, jaką jest sztuka o kobietach, wymaga subtelnej i bogatej oprawy scenograficznej. Jak to zrobić, żeby
przechodzenie z jednego do drugiego świata było teatralnie uzasadnione i zamiast spowalniać, napędzało akcję? Jak to zrobić, żeby przeznaczona na małą scenę sztuka
nie trwała dłużej niż 80 minut, zanim publiczność zacznie się dusić i męczyć? A przede wszystkim, jak sprawić, żeby na te 80 minut świadom teatralnej umowności widz
dał się bez reszty pochłonąć magii tej naszej kobiecej opowieści?
Info: Tarnowski Teatr im.L.Solskiego