DST: Tadziu zarejestruj, staniesz?
access_time 2012-05-04 15:36:23
Prawie od 12 lat stoi w kolejkach i rejestruje ludzi do lekarza. W tym czasie dzięki swej nietypowej profesji rozsławił siebie i Tarnów. Sława dawno przeminęła, ale zapotrzebowanie na jego usługi nadal jest. Rozmowa z Tadeuszem Żakiem, słynnym tarnowskim staczem kolejkowym.
TRZEBA MIEĆ POMYSŁ NA SIEBIE Był osobą popularną, mówiły o nim wszystkie stacje telewizyjne i radiowe. Jego zdjęcia królowały w prasie ogólnopolskiej. Udzielał licznych wywiadów, zapraszano go do programów typu talk-show. Dla mediów był atrakcyjnym tematem. Nie, dlatego, że jest niepełnosprawnym inwalidą II grupy ani dlatego, że jego wzrost to metr trzydzieści i z trudem się porusza. Tym co przykuło uwagę mediów do pana Tadeusza była niezwykła determinacja, niechęć do użalania się nad sobą i niezwykły pomysł na siebie. Bo Tadeusz Żak żyje - można powiedzieć - z własnych nóg i stania. Jak sam mówi: radzić sobie jakoś musi, bo z renty inwalidzkiej nie da się godnie żyć. O wszystkim zdecydował, jak to często bywa, przypadek. Kilkanaście lat temu, żona pana Tadka była po zabiegu, dwie wizyty miała w szpitalu, na kolejne musiała zapisać się w Zespole Poradni Specjalistycznych przy ul. Skłodowskiej-Curie. Po próbie rejestracji wróciła z płaczem do domu. - Tadziu ja nigdy się nie dostanę do tego specjalisty. Trzeba by stać całą noc w kolejce, żeby się zapisać. - Nic się nie martw, ja jestem zdrowy wstanę o trzeciej w nocy i pójdę cię zarejestrować - odpowiedział jej zatroskany mąż. Stojąc wymyślił sobie prace stacza zawodowego. - Pomyślałem, że mógłbym spróbować pomagać ludziom starszym, schorowanym, którzy nie mają siły stać w kolejkach, ale i jednocześnie sobie, zawsze to dodatkowy grosz. Ludzi przybywa mówię do małżonki, jakbym otwarł usługi rejestracyjne, to mógłbym zapisywać ludzi do specjalistów. Małżonka zareagowała na to śmiechem, ponieważ początkowo uważała, że ten interes nie wypali i nikt nie będzie świadczeniem tego rodzaju usług zainteresowany. Potem jednak odparła - Może masz rację Tadziu, zrób jak chcesz. Nie masz nic do stracenia. Idź i stój, może coś wystoisz... Stacz to osoba, która stoi w kolejce za innych. Ten "zawód" największą popularnością cieszył się w czasach PRL-u, gdzie występowały trudności z zakupem towarów i usług, wynikające z niedoboru produktów na rynku. Zmieniła się gospodarka, zmieniły się rządy, kolejki jednak pozostały - staczom kolejkowym pracy nie brakuje. Zawodowi "kolejkowicze", jak potocznie się ich nazywa, są wynajmowani nie tylko do wystawania w kolejkach do lekarzy, ale również pod biurami maklerskimi w momencie, gdy giełda ogłasza sprzedaż akcji, pod sklepami gdzie w promocyjnej cenie można coś kupić. Zawodowy kolejkowicz wraca do łask, bo chociaż czasy PRL-u się skończyły i nie musimy stać w kolejkach za rzeczami takim jak pralka, telewizor, czy lodówka, to pojawiły się inne problemy związane z niedostatkiem miejsc na darmowe usługi medyczne. Tadeusz Żak do swojego pomysłu podszedł nader profesjonalnie. Od początku inwestował w reklamę. Pierwszą, zrobił na zwykłej kartce papieru, na której długopisem napisał "Usługi rejestracyjne, rejestracja do specjalistów". Dodatkowo podał swój nurem telefonu i czekał. Swoje wizytówki rozdawał również w przychodniach i poczekalniach, a ogłoszenia o oferowanych usługach rozklejał na słupach w mieście. Kolejnym etapem była reklama w prasie - Echu Tarnowskim i Temi. Kiedy postać pana Tadka przestała być anonimowa, do popularności przyczyniły się ogólnopolskie media o największym zasięgu. Pierwsze rejestracje na zlecenie zaczęły się w 2000 roku. Tadeusz Żak pracy się nie boi - pracował w różnych miejscach i branżach. Na pięć lat znalazł stałe i stabilne zatrudnienie pracując jako monter gniazdek elektrycznych w zakładzie pracy chronionej w Woli Rzędzińskiej. Chwalił sobie tę pracę i chciałby tam wrócić, jeśli byłaby taka możliwość. Od 2010 roku jest osobą bezrobotną. - Nie mogę znaleźć stałej pracy. Jestem zarejestrowany w Powiatowym Urzędzie Pracy jako osoba bezrobotna. Wszystko jest dobrze jak rozmawiam z pracodawcą przez telefon, ale jak przyjdę albo powiem ile mam wzrostu, wtedy następuje diametralna zmiana i kończą rozmowę. Czuję, że na każdym kroku jestem dyskryminowany. Stacz zawodowy musi charakteryzować się głównie wytrzymałością i wytrwałością, aby dopiąć swojego i załatwić sprawę. Zazwyczaj płaci się im po wykonaniu usługi. - Stacz przede wszystkim musi być rzetelny, wiarygodny i aktywny - jak trzeba iść, to trzeba, nie ma stwierdzenia, że mi się nie chce. Trzeba być wytrwałym, bo przychodzi taki czas, że muszę stać nawet 24 godziny. Rekordowo zdarzało mi się stać nawet 40 godzin. Pan Tadek zaczynał od kwoty 10 zł, ale z biegiem lat musiał podnieść cenę do 50 zł za rejestrację do lekarza, do którego łatwiej się dostać, a 100 zł, gdy rejestruje do specjalisty, np. do prof. dra hab. n. med. Andrzeja Maciejczaka, ponieważ tam "stanie" zaczyna się od 24 godzin. - Ludziom starszym i schorowanym nie starczyłoby sił stać tyle godzin przed przychodnią, czy szpitalem. Zdarzają się jednak tygodnie, kiedy tej pracy nie ma. - Obecnie sytuacja jest taka, że ludzie nie mają pieniędzy. Widzę, że Tarnów strasznie zbiedniał. Często zarzucają mi, że za dużo biorę, ale nie będę się poświęcał za 20 zł, bo jestem człowiekiem schorowanym, nogi też mi wysiadają, dobrze, że człowiek ma kijki, to się nimi ratuje. STAĆ TRZEBA CZY MRÓZ CZY DESZCZ Tadeusz Żak miał już swoje pięć minut. Rozsławił siebie i miasto. Dziś ze sławy nic nie zostało. Problemy, które miał zostały. Głowę zaprzątają mu te same myśli: "Jestem już starszy i nie wiem czy nogi wytrzymają...". Kiedy nadchodzi wieczór, pan Tadek pakuje do plecaka kawę, zabiera małe krzesełko i rusza w drogę. Teren, na którym działał zmienił się. Wcześniej trasa wiodła do starego szpitala lub do przychodni przy ul. Skłodowskiej-Curie. Dziś wyrusza do nowego szpitala przy ul. Lwowskiej. Praca stacza ma swoją specyfikację. Na stojąco lub siedząco. Na zewnątrz lub w środku. Najważniejsza jest chwila, kiedy rano otwierają okienko z rejestracją. Tadeusz nigdy nie prześpi tego momentu, przy okienku zawsze jest pierwszy. - Trzeba pracować w deszczu, śniegu i mrozie. Czasami ktoś przyjedzie samochodem i zaprosi mnie do środka. Są też tacy, co mówią ja sobie siedzę w ciepłym środku, a ty stój na tym zimnie, ale z takimi też sobie radzę, wtedy odpowiadam im, że nie wiem czy ktoś za mną stoi, nie będę pilnował miejsca, komuś, kto tak mnie traktuje! Osobom niepełnosprawnym takim jak Tadeusz Żak nie jest łatwo funkcjonować na co dzień. Każdego dnia muszą zmagać się z trudnościami, które dla pełnosprawnych ludzi są niewidoczne. - W Tarnowie można wymienić wiele trudności, na które napotykają osoby niepełnosprawne takie jak ja. Trafiam na nie każdego dnia w autobusach - komunikacja miejska jest nieprzystosowana dla niepełnosprawnych. W innych miastach np. w Krakowie nie mam takich problemów. Chodzi mi tutaj o kasowniki, jeden zawsze powinien być zamontowany niżej. Próbowałem walczyć z tym problemem zgłaszając to do odpowiednich władz, w odpowiedzi słyszałem, że nawet dzieci z wzrostem takim jak mój są w stanie do nich dosięgnąć. Starałem się wytłumaczyć, że przy swoim wzroście mam krótkie kończyny i nie jestem w stanie sięgnąć wyżej. Zatrudniono go w Operze Krakowskiej. Występował, jako statysta w spektaklu "Rigoletto" Verdiego. - Nie spodziewałem się, że w 2004 roku będę występował w Operze Krakowskiej. Jakby mi ktoś wcześniej powiedział, że stanę na deskach opery i będę słuchał muzyki poważnej, to bym mu odpowiedział żeby się "postukał po głowie". 10 września 2011 roku Tadeusz Żak pojawił się na imprezie na Zamku w Wiśniczu. Zaprosiła go córka Kulczyka, która obchodziła 10. rocznicę ślubu. - Mięliśmy tam przywitać gości. Córka Kulczyka na swoim przyjęciu chciała stworzyć bajkowy świat. Potrzebowała do tego malutkiego człowieka takiego jak ja. Były to tylko przygody, nie zarobek. Któregoś dnia musiał podjąć męską decyzje. - I znowu wróciłem do stania. Stacz się ludziom przydaje. Jest coraz mniej miejsc do specjalistów. - Najtrudniej dostać się do kardiologa, neurochirurga, neurologa, endokrynologa. Trochę łatwiej zapisać się do ortopedy ale co to jest te 8 miejsc, jak ludzi schorowanych jest coraz więcej. Do okulisty przewidzianych jest 10 miejsc, do urologa jest tylko 6. Liczne wywiady w gazetach i telewizji sprawiły, że stał się rozpoznawany. Nikt w Tarnowie nie miał wątpliwości, że stał się najpopularniejszym mieszkańcem na początku nowego tysiąclecia. Sława pomagała panu Tadkowi, ale często też szkodziła. Osoby czekające z nim w kolejkach reagowali różnie. - Ludzie czasami są sympatyczni i rozumieją mnie i to, co robię. Zdarza się, że pytają mnie, czy nie mogę sobie znaleźć innego zajęcia. Odpowiadam, że muszę tu być, bo są ludzie, którym jestem potrzebny i którym muszę pomóc. Nikogo przecież nie zmuszam do korzystania z moich usług. W swojej pracy pan Tadek spotykał się z różnymi incydentami. - Ludzie zaczęli "wystawiać mnie". W poniedziałek stałem do urologa, pani dla której już wcześniej pracowałem, zamówiła sobie wizytę, a potem nie przyjechała i wyłączyła telefon. Po tej sytuacji podjąłem decyzję, że zaczynam brać zaliczki. DZIECIŃSTWO Życie nigdy go nie rozpieszczało, ale się nie poddawał. Jego ojciec tragicznie zmarł, gdy był 13-letnim chłopcem. Kilka miesięcy później zamordowano jego matkę. Troje nieletnich sierot zostało samych. Rodzice posiadali zasobny dom i 40 hektarowe pole. Po ich śmierci, sieroty trafiły do wujka, brata matki. Po trzech latach, opiekun postanowił pozbyć się dzieci umieszczając je w pogotowiu opiekuńczym w Tarnowie. Tadeusz Żak wspomina, że był to straszny okres w jego życiu, on i jego rodzeństwo byli niedożywieni, zaniedbani. Mieli zaległości w nauce, bo nie chodzili do szkoły. Najgorzej miał się Tadeusz, ponieważ wuj znęcał się nad nim psychicznie, wmawiał mu, że jest "wpadką rodziców". W pogotowiu opiekuńczym umieszczono go w izolatce. Opiekunowie chcieli w ten sposób chronić małego Tadzia przed rówieśnikami, którzy mogli zrobić mu krzywdę. Zdarzył się cud, chłopiec trafił do rodzinnego domu dziecka, gdzie spokojnie dorastał. - Wychowywałem się w Rodzinnym Domu Dziecka w Tarnowie u Państwa Rzepków, którzy wychowywali 14 dzieci z domu dziecka i 4 swoich. Swoją żonę poznał przez biuro matrymonialne, gdzie postanowił wysłać swoją ofertę. - W pracy jako stróż nocny miałem dużo czasu na czytanie gazet. Przeglądając ogłoszenia matrymonialne wpadłem na pomysł, by wysłać swoją ofertę. Biuro odpisało mi, że na razie nie ma kandydatki w moim typie. Po pewnym czasie dostałem pierwszy list od mojej obecnej żony, która zainteresowała się moją ofertą. Jolanta mieszkała wtedy w Limanowej. Pierwszy raz pojechałem do niej 17 lutego 1990 roku. Nie spotkaliśmy się na dworcu, byłem uparty, miałem adres i postanowiłem sam do niej trafić. Spotykaliśmy się raz w tygodniu. W kwietniu na Wielkanoc Jolanta pierwszy raz przyjechała do Tarnowa. W czerwcu odbyły się zaręczyny, a 15 września ślub. Zrobiliśmy małe przyjęcie, na które zaprosiliśmy 30 osób. Już jesteśmy 22 lata po ślubie. Dobrali się jak w korcu maku, dokuczają im tylko kłopoty finansowe i brak stałej pracy. KAŻDY MA SWOJE 5 MINUT Wszystko wskazuje na to, że Tadeusz Żak zrobił karierę. Wiele stacji telewizyjnych, rozgłośni radiowych i tytułów prasowych zgłaszało się do niego, aby przeprowadzić z nim wywiady. Media zrobiły z niego swoistą gwiazdę. W rzeczywistości, to skromny i schorowany człowiek, który ma problem z tym jak przeżyć do pierwszego. - Nie jest łatwo, a ja nie lubię bezczynnie siedzieć. Trzeba coś robić - przyznaje. Interes zaczął kręcić się już po pierwszych ogłoszeniach zamieszczonych w lokalnej prasie. Pierwszy napisał o nim Dziennik Polski. - Po tym artykule, pewien pan zadzwonił do mnie i powiedział: "Chcę skorzystać z pana usług i zarejestrować się do okulisty, proszę powiedzieć mi jak to wygląda?". Opisałem mu całą procedurę polegającą na dostarczeniu do mnie dokumentów, skierowanie, nazwisko lekarza okulisty, do którego chce się dostać. Potem zapytał mnie skąd wziął się pomysł na taką pracę. Opowiedziałam mu swoją historię. Rozmawialiśmy przez 30 minut. Na koniec rozmowy przedstawia mi się, jako Wiesław Ziobro z Radia Kraków i oznajmił mi, że właśnie przeprowadził ze mną pierwszy wywiad dla radia. Na pana Tadka rzuciły się wszystkie media, zarówno te lokalne, jaki i ogólnopolskie. Prosiły go, aby opowiedział coś o sobie i swojej pracy. Jeździł do największych redakcji w Polsce, a jak nie mógł, to one przyjeżdżały do niego. Długo zastanawiał się nad występem w telewizji, kilkakrotnie prosiła go o wywiad Monika Luft z Telewizji Polskiej. - Długo zastanawiałem się czy powinienem udzielić tego wywiadu. Skontaktowałem się z moją przybrana mamą i zapytałem, co mam zrobić. Ona odpowiedziała: synu jak już ta pani dzwoniła tyle razy i tak jej zależy to udziel tego wywiadu. Może ci to pomoże. Przyjechali do mnie z Warszawy i nakręciliśmy program w przychodni, w której najczęściej stałem w kolejkach. Po emisji zaczęły się do mnie zgłaszać inne media: Kronika Krakowska, Teleexpres, Ewa Drzyzga z TVN. Dzięki sławie poznał kawałek innego, wielkiego świata, na co w normalnych warunkach nie miałby szans. Zyskał popularność, a tym samym więcej klientów, którzy mu zufali. - Większość ludzi cieszyła się, że mam takie pomysły. Ale byli i tacy, którzy mieli do mnie pretensje, że robię takie afery wokół siebie - wspomina pan Tadek. Ludzie zaczęli mu zazdrościć, myśląc, że dorobił się na tych wywiadach fortuny. - Ile jest ludzi, którzy są zdrowi i korzystają z pomocy opieki społecznej, a tym samym ją "naciągają". Miałem ciężką sytuację, kiedy małżonce zabrali rentę i przez 6 lat żyliśmy tylko z mojej oraz z tego, co zarobiłem w kolejkach. Poszliśmy do opieki. Powiedzieli mi, że nam to się już nic nie należy, bo dobrze zarabiam. Kiedy pierwszy raz zrobiło się głośno, sąsiedzi pana Tadka sugerowali, aby zarejestrował swoją firmę, gdyż z tego tytułu może mieć problemy. Był to 2001 rok. Udał się do Urzędu Miasta Tarnowa z oficjalnym wnioskiem o zarejestrowanie działalności stacza kolejkowego. - Od razu pani powiedziała mi, że to raczej "nie przejdzie". Wokół Tadeusza Żaka zrobił się medialny szum. Media były zainteresowane, czy powstanie nowy zawód stacza kolejowego. Tarnowski magistrat odmówił rejestracji takiej działalności. Dwa razy pan Tadek próbował zalegalizować swoją działalność. Wstawiło się za nim nawet Samorządowe Kolegium Odwoławcze. Problemy rozwiązały się same. Pan Tadek miał coraz większe problemy ze zdrowiem. Wszystko skończyło się, gdy przychodnia wprowadziła nowy system rejestracji. Pacjentów umawiano na wizyty do lekarzy na konkretny, choć bardzo odległy termin. Obecnie jakoś sobie radzi, teren jego działania skupił się tylko na nowym szpitalu. Tadeusz Żak miał swoje pięć minut w życiu, za które dziękuje, ponieważ nawet w najśmielszych snach tego się nie spodziewał. Jednak te pięć minut to zazwyczaj za mało, aby na stałe odmienić swoje życie. REJESTRACJA DO LEKARZY SPECJALISTÓW Tadeusz Żak tel. 605 972 314 lub (14) 630 39 85 e-mail: tadeusz.zak1@wp.pl
Komentarze...
testststs 10,2,9,1,A